W pogoni za życiem...

Tak w końcu mogę usiąść i coś napisać tutaj. A to za sprawą tego iż Mateuszek chory. Tzn już dochodzi do siebie, ale jednak jesteśmy uziemieni w domu i nie ma żadnej gonitwy i pogoni za życiem:]
No właśnie… Ta pogoń…
Tak ostatnio doszłam do pewnych wniosków. Niby jestem matka nie pracująca, a ciągle gdzieś biegnę.  Wciąż coś załatwiam i ogarniam życie, aby wszystko było w jak najlepszym porządku.
W takich chwilach, kiedy Matiś choruje uzmysławiam sobie ile bym miała czasu wolnego gdybym była matką zdrowego dziecka.
I to nie tak, że narzekam, bo kto mnie zna wie, że kocham swoje życie i cieszę się z każdej chwili. Ale jednak moje życie nie jest zwyczajnie.  I to nie to, że nie mam czasu, ale raczej fakt, że jestem tak zorganizowana, że nie pozostawiam sobie czasu na nudę.
Podstawowym elementem mojego życia jest kalendarz. Żyję z kalendarzem w ręku. Nawet na kawę z koleżanką muszę się umawiać wg. planów z kalendarza. Nie mam tzw. wolnych dni. Bo gdy tylko takie są to sobie znajduję zaległe sprawy do pozałatwiania. I tak weszłam w ten rytm, że gdy nadchodzi czas kiedy siłą rzeczy muszę zwolnić, to często mnie dobija. Nie lubię nic nie robienia. No dobra można poleniuchować dzień lub dwa, ale tydzień? Oj za dużo! Bez przesady :D Już mnie wtedy nosi i zwykle sprzątam i robię porządki w domu, aby się czymś zająć. No przecież do głowy można dostać.
 Kiedyś na zajęciach ze Stowarzyszenia na rzecz osób niepełnosprawnych, Pani coach mi powiedziała, żebym nauczyła się „siedzieć na tyłku i nic nie robić” :P To najcięższa praca przecież :D No nie dam rady. Ale trzeba! Trzeba czasem zwolnić i pobyć samemu ze sobą. Aby się nie zatracić w tym co ważne. Staram się czasem zwalniać…Staram sięJ
I myślę, że tak właśnie żyją matki dzieci niepełnosprawnych. Za ojców się nie będę wypowiadać-bo nie jestem mężczyzną.
 Na początku kiedy rodzi się dziecko niepełnosprawne jest to uciążliwe-taka pogoń za zdrowiem własnego dziecka. Ale potem staje się to czymś normalnym. Kiedy sytuacja jest ogarnięta to wymyślamy sobie nowe cele. Szukamy nowych sposobów leczenia, lepszego sprzętu, ogarniamy aspekty prawne i tak się spełniamy.
Oczywiście, że w tym wszystkim nie wolno zapominać o sobie, bo jeśli zapomnimy o sobie to zabraknie nam sił dla naszych dzieci. Znam takie matki, które siadły i już nie wstały. Dzieci są zaniedbane i mogłyby osiągnąć wiele, ale matki nie mają sił aby walczyć o ich przyszłość.  To nie to, że rodzic jest zły. To przemęczenie. Bycie rodzicem dziecka niepełnosprawnego to wielkie wyzwanie. Od wielu czynników zależy czy damy radę.
W następnej notatce postaram się napisać jak zbieram siły, jak się motywuję do działania i skąd czerpię siłę.
Buziaki Kochani,lecę rozpisać w kalendarzu kolejny tydzień :***