Ostrzegam,
że mam słaby dzień. Przemęczenie
materiału. Tak Kochani i ja takie dni miewam. Często mnie pytacie skąd czerpię
siłę i tyle energii mam w sobie, że ganiam wszędzie z uśmiechem na twarzy. Sama
nie wiem. Może z uśmiechu Mateuszka, może on mi przekazuje energię przytulając
mnie i mówiąc „Kocham Cię mamusiu”… Sama się sobie dziwię. Przychodzą jednak
takie chwile, kiedy chciałabym odłożyć niepełnosprawność na półkę lub zakopać
ją głęboko w szafie. Mam ochotę pobyć wtedy matką zdrowego dziecka. Cieszyć się
tym, że po przedszkolu można spokojnie zjeść obiad i odpocząć, potem wypić
kawcie z mężem i pobawić się z dziećmi, a wieczorkiem poczytać im bajkę i ze
spokojem położyć spać. Tymczasem moje dni wyglądają zupełnie inaczej. Do
południa latam z wywieszonym jęzorem bo chcę sobie pozałatwiać sprawy zaległe,
bo Matiś jest w przedszkolu. Między czasie lecę go wycewnikować do przedszkola.
Jakiejś zakupy, szybki obiad. Odebrać Matiśka z przedszkola, cewnikowanie i gonitwa,
a to do logopedy, pedagoga lub na
rehabilitację. Wracam to Matiśka zostawiam z tatą i lecę z drugim synem na Judo
(no bo przecież on też ma swoje zajęcia),wracam jest 18 i szybka wieczorna kawcia,
między czasie dzieci coś wiecznie chcą i kolację dzieciom ta zrobić. Podczas
gdy oni jedzą to ja już prasuje na dzień następny ciuchy, wieszam pranie i
szykuję następne i troszkę sprzątam. Często jedyny czas który jestem w stanie
im poświęcić to czytanie bajki do poduszki. Ale nie
narzekam,bo wiecie co? Inni mają gorzej. Mój Matiś jest mega sprawny w
porównaniu do dzieci porażonych czterokończynowo. Mam koleżankę, która mogłaby
się zameldować już w szpitalu bo tam właśnie spędza więcej czasu. I niby nie
powinno się tak pocieszać, ale tak jest. Nigdy nie jest tak, żeby nie mogło być
gorzej. I trzeba dostrzega piękno życia w każdej chwili. Też byłam mamą tylko
jednego zdrowego Nikośka, zanim Matiś się urodził. I wierzcie mi, ze chodziłam
wiecznie przemęczona i miałam dość macierzyństwa. I wydawało mi się, że tyle
mam spraw na głowie… Tymczasem nic nie wiedziałam o życiu. Teraz mam Matiśka i
owszem mam złe dni, ale staram się wtedy szukać takiej jakby kotwicy, aby z
nich się odkopać i przeć do przodu.Czasem jak
już naprawdę nie mogę wytrzymać fizycznie i psychicznie to daję sobie urlop.
Jak? Otóż planuję sobie tydzień bez rehabilitacji, specjalistów i dodatkowych
wyjść poza przedszkolem. Nabieram wtedy sił. Mam czas w końcu pobawić się z
dziećmi. I takie chwile są ważne i wiem,
ze powinnam tak częściej robić. Ale tak naprawdę przypominam sobie, że jestem
zmęczona dopiero jak mnie choróbsko bierze. Wtedy mówię „Marzena zwolnij, świat
się nie zawali”. Dlatego tak bardzo mnie wkurza jak ktoś mi zarzuca, że nie
pracuję i nic nie robi. Tak naprawdę to nie mają pojęcia nic o moim życiu. I
powiem wam, że jakbym miała iść do pracy to byłabym mega wydajnym pracownikiem,
bo okazuje się, że potrafię robić za trzech. Denerwują mnie ludzie marudzący bez powodu,
ale też taka byłam! Niestety… Nie dostrzegałam piękna wokół siebie. Teraz nie mam czasu na lenistwo,ale mam tak mega
zorganizowany czas, że każdą wolną chwilę spędzam pożytecznie. Ostatnio stwierdziłam, że wyleczyłam się z
lenistwa:P Bo tak byłam leniem nr 1!! Hehe…
Teraz mimo całego zabiegania, gdy mam wolny wieczór to jeszcze realizuję
swoje hobby, bo wiem, że życie jest zbyt kruche na marudzenie.Jedyny powód,
dlaczego chciałabym zakopać niepełnosprawność Mateuszka jest ten, że jak każda
matka chciałaby mieć sprawne dziecko. Pogodziłam się z niepełnosprawnością i
już dawno nad nią nie płaczę, ale to nie znaczy, że ją polubiłam. Tak chciałabym mieć dwoje sprawnych dzieci.
Oddałabym wszystko za zdrowie dla swojego dziecka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz