Mój
Mateuszek często mówi, że jak będzie duży to będzie chodził. Czeka ciągle aż
urośnie.
Oczywiście ja,
jako matka nie mogę go w tym zapewnić, ale są osoby, które mu to obiecują. Ja
uważam takie obietnice za krzywdzące.
Jak można
obiecać coś, czego nie można dać? Można przypuszczać, że ktoś wyzdrowieje, ale nie
można mieć pewności. I tak oto jestem
często brana za dziwoląga, bo dziecku nie obiecuję, że będzie chodził. No, bo „skąd
ja to wiem, że chodzić nie będzie”? Ja
zatem pytam ”a skąd mam wiedzieć,że chodzić będzie?” Otóż ja nigdy nie mówię,
że nie będzie chodzić. Mówię, zawsze, że nie wiem jak będzie. Nikt tego nie
wie. Tłumaczę mojemu synkowi, że bardziej prawdopodobne jest to, iż wymyślą
jakiś sprzęt, dzięki któremu on stanie na nogi. Mówię mu o tym, iż lekarze
pracują nad tym, aby móc operacyjnie naprawić jego schorzenie. Ale puki, co nie
ma takiej metody. (Mateusz nie jest po przerwaniu rdzenia, który już udało się
lekarzom naprawić). Nie znam przypadku cudownego uzdrowienia schorzenia
Mateuszka. Znam dzieci z rozszczepem chodzące,
ale one miały inny „start”, dużo więcej czucia w nóżkach i przede wszystkim
władze nad nóżkami… No, ale to w innym poście, bo zaczynam wam tłumaczyć całą
etiologię stanu Mateuszka, a nie o tym chcę dziś pisać.
Chcę
napisać, że nie wolno okłamywać dzieci i obiecywać im czegoś, czego nie możemy
zapewnić. Można kupić lekarstwo, sprzęt
i chodzić na rehabilitację i mówić, że to być może przyczyni się do polepszenia
stanu, ale nie można obiecać dziecku czegoś, czego nie wiemy.
Przeraża
mnie fakt, że ludzie nie zdają sobie sprawy, jaką krzywdę robią tymi swoimi
obiecankami dzieciom.
No, bo weźmy
głupi przykład: Mama obieca dziecku, że pojadą do ZOO. Co robi dziecko?
Oczekuje… Cieszy się, nakręca. A gdy przyjdzie ten moment, chce to mieć. Co jak
nie ma? Dziecko płacze, bo jest mu przykro i wierzcie mi, że nie raz to najgorsze,
co go mogło spotkać w życiu (tak czuje dziecko).
A teraz
obiecajcie mojemu dziecku, że będzie chodził. On czeka i czeka. Dorasta i
czeka. A tu nic… tyle, ze chodzi w aparatach, ale on chce chodzić i już, bo ktoś
tak powiedział. On się tego kurczowo
trzyma i czeka… A gdy tak dorasta w oczekiwaniu, dochodzi do niego myśl, że
został oszukany. Jeśli będzie miał silną psychikę to jakoś to przeżyje, a jak
nie to się załamie. Straci chęci do życia, bo straci swój cel! Po co żyć? Przecież to był sens jego życia.
A co jeśli
się mu pokaże różne możliwości? Będzie próbował i starał się, aby jak najwięcej
osiągnąć.
Ja Mateuszka
nie kłamię. Nie mówię mu, że chodzić nie będzie, bo to byłoby kłamstwo. Nie wiem,
co będzie. Ale też nie mówię mu, ze będzie chodzić. Pokazuję mu, jakie ja widzę możliwości i
mówię mu o tym, ze Ja tak to widzę i bardzo często on pokazuje mi wtedy też
swoje wizje np. wymyślił sobie, że stworzą „magiczne buty”, dzięki którym on będzie
mógł chodzić.
A tak
wracając do tytułu tego postu… Mateuszek wczoraj znowu powiedział mi, ze jak
będzie duży to będzie chodził (pewne osoby wbiły mu to do głowy nie raz boję
się jak to się skończy, dlatego mówię mu o jego możliwościach).
Gdy tak mi powiedział, spytałam go” Mateuszku
a jak już będziesz chodził to mogę wyrzucić Twój wózek?”…
Tak mnie jakoś
naszło i zaciekawiło mnie jak on sobie wyobraża to „chodzenie”.
Mateuszek
się przestraszył. Powiedział, że nie mogę wyrzucać jego wózka, bo on go chce i
będzie za nim tęsknił.
Spytałam go
znowu” No dobrze, ale skoro chcesz chodzić to, po co Ci ten wózek”, odpowiedział”,
bo on jest mój mamo i będę na nim jeździł”. Nie pytałam więcej, bo widziałam,
że ta rozmowa wywołała u niego dużo emocjI. Fakt pozbycia się wózka go
przeraził. I zdałam sobie sprawę, że Mateuszek tak naprawdę nie chce chodzić
jak my. Chce tylko spróbować jakby to było. On siebie widzi na wózku, to jego
nóżki. I być może to moje przemyślenia, ale tak to odczułam. On chce chodzić i
mieć taką możliwość, ale chce mieć swój wózek, na którym będzie jeździł.
Mateuszek
nigdy nie chodził, więc on nie rozumie jak by to mogło być. On tylko obserwuje
i też chciałby spróbować. Chciałby mieć wybór. I ja się postaram, aby ten wybór
miał, a decyzja będzie należeć do niego.
Z takich
ciekawostek to podzielę się z wami jeszcze tym, co usłyszałam od dorosłej osoby
niepełnosprawnej…
Znam pewnego
Pana, który jest na wózku w wyniku wypadku. Jeździ już 20 lat na wózku. I nam
by się wydawało, że on taki nieszczęśliwy jest, no, bo przecież nie chodzi. A
on powiedział mi, że jego życie się bardzo zmieniło odkąd jeździ na wózku. Na
początku była to dla niego wielka tragedia, ale teraz nie zamieniłby tego życia
i on nie chce chodzić.
Na wózku odkrył swoje pasje, spojrzał inaczej
na ludzi i życie. Zatrzymał się na chwilę i dostrzegł piękno życiowe. Przestał „biegać”
i teraz żyje.
My jesteśmy zdrowi
i nie potrafimy się zatrzymać i docenić tego, co mamy. I tak naprawdę też
doprowadzamy się takim życiem do kalectwa. Pozbywamy się najlepszych wartości w
życiu w pogoni za pracą i pieniądzem. Może czas usiąść i nie ryzykować, że to
życie nas za chwilkę samo spowolni.
Nic nie
dzieje się przypadkiem. Mateuszek nauczył mnie bardzo wiele, moje życie się
zmieniło. Inaczej patrzę na świat i ludzi. Pokochałam siebie, kocham
życie. I widać jeszcze jest jakiś cel w
tej niepełnosprawności Mateuszka. A gdy już spełni swoje misje być może stanie
na nogi, a może zechce zostać na wózku? Ja uszanuję wszystko i nie zamierzam go
okłamywać, co nie znaczy, że przestanę się starać. Dla mojego dziecka zrobię
wszystko.
A na końcu
dzielę się z wami dzisiejszym filmikiem,na którym widać, że niepełnosprawność
Mateuszka nie dotyczyJ
On jest w pełni sprawny. Radzi sobie wszędzie. I dziękuję ludziom, którzy
traktują go normalnie i nie wykluczają go ze społeczeństwa. Dziękuję Panią
przedszkolanką, ze dają mu możliwość mu
się wykazać . Mateuszek ma super grupę i jestem dumna z tego jak on sobie
radzi. I rozpiera mnie ogromne wzruszenie widząc, że jest traktowany zupełnie
normalnie. Dziękuję:**